Jaenelle
Administrator
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 924
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Wto 15:07, 05 Maj 2009 Temat postu: Cel istnienia |
|
|
Dzieło wczorajszego napływu weny twórczej .
_______________________________________________
Życie jest jak długa rzeka. Raz rwie niesamowicie szybko, popychana przez prąd, to znowu zwalnia, mijając przy tym niewiarygodne dzieła przyrody. Łączy się z innymi rzekami, mknąc wspólnie ku morzu. W końcu kończy swój bieg, dociera do celu - punktu, w którym może wreszcie wytchnąć.
Moja wampirza egzystencja, którą dzieliłam z Reneesme i Edwardem nie miała swojego końca. Nasze spleciony wody wciąż rwały z prądem, nie miały doczekać się wytchnienia. Może to wydawać się piękne, jednak po jakimś czasie, robi się po prostu… nudne. Wtedy, przypomina bardziej zamknięty zbiornik wodny. Nasze życie, – chociaż wszyscy praktycznie już nie żyliśmy – stało w miejscu.
Nigdy nie przypuszczałam, że wieczność mnie znudzi. Miałam przecież wszystko! Rzeczy, o których jako człowiek nawet nie śniłam; kochającą rodzinę, siłę, szybkość, niesamowitą urodę, nieśmiertelność. Jeśli bawię się już w porównania, miłość mogłabym określić, jako coś nad wyraz wytrwałego i silnego, czy jak nigdy niegasnący płomień. Jednak to, co łączyło mnie z Edwardem powoli się gubiło w tej mętnej głębi bytu. Ów płomień nie gasł, jedynie zmalał, lecz czy możliwe jest, aby kiedyś się wypalił?
Wraz ze śmiercią wszystkich znanych mi i drogich ludzi, zdałam sobie sprawę z tego, co tak naprawdę straciłam. Jako wampir nie mogłam doświadczyć starczego życia, które jest etapem na rozmyślenia, podsumowania i wspominania ścieżki, przez jaką się kroczyło. Pomyślicie sobie: „Kto by się chciał starzeć?” Odpowiem, że Ci, którzy przeszli w życiu już na tyle dużo, aby chcieć zakończyć je ze spokojem, ze świadomością, że jego misja na ziemi dobiegła końca. Będąc najgroźniejszym drapieżnikiem na świecie, trudno było określić cel mojego istnienia.
Nessie uświadomiła mi to wyprowadzając się z domu. Wychowałam już córkę, doczekałam się nawet jej ślubu z Jacobem. Przemieszczanie się z miejsca na miejsce i udawanie coraz to inne osoby stało się dla mnie udręką. Ten wieczny teatr, który odgrywaliśmy, tylko po to, aby w jakiś sposób wtopić się w ludzkie życie. Czy on miał jakikolwiek sens? Udawanie kogoś, kim nie jesteś, usilnie wypieranie się swoje prawdziwej natury? Wieczne kończenie szkoły, śluby, przeprowadzki. I tak w kółko. To przypominało nędzną telenowelę! Każde zdarzenie było z góry do przewidzenia, na dodatek tak sztuczne, tak mało mające z rzeczywistością, że aż robiło mi się od tego niedobrze.
Kochałam Edwarda. Był dla mnie jedyną osobą, dla której przeżywałam te katorgi. Uśmiechając się sztucznie, grałam dalej swoją rolę. Dla niego. Kilka lat po odejściu naszej córki, zaczęło się coś psuć. Myślę, że brakowało nam jakiejś zmiany, urozmaicenia, które wzmocniłoby nasz związek. Nie mam tu na myśli kolejnej podróży do Afryki, czy Europy. W każdym związku są takie chwile, gdy wydaje nam się, że to już koniec. Kiedy zaczęłam się nad tym poważniej zastanawiać, uprzytomniłam sobie, że nadal go kocham. Nie było to uczucie, takie jak na początku. Kochałam go nadal, mimo romansu, który wyszedł na jaw. Było to coś mocniejszego od zwykłego młodzieńczego zakochania podsycanego nutką romantyzmu i podniecenia na myśl o dalszych etapach. To było już za mną. Wszystko, co miało być, już było. Mimo zdrady, mimo wielu bolesnych słów, które nie raz padły z jego ust, nadal go kochałam. Znam go na wylot, każda zmiana na jego twarzy, każde mętne spojrzenie, tych kiedyś żywych oczu, sprawiała mi ból. Jesteśmy złączeni czymś nierozerwalnym. Wiele razem zobaczyliśmy i wiele przeszliśmy. Nic nie zdoła tego zamazać, ani przesłonić. Jednak to, co było ponad nami, nie pomogło wytrwać.
Codzienne kłótnie, podczas których obydwoje sprawialiśmy sobie ból, przekonało mnie do tego, aby odejść. Nie zniosłabym więcej ani swojego bólu, ani jego. Mój jedyny cel zniknął, przestaliśmy dzielić ze sobą jedno życie.
Koniec szopki, przedstawienie skończone – chciałabym móc tak powiedzieć, jednak nie jest to w moim wypadku możliwe. Show must go on. Przede mną kolejna dawka wieczności.
Post został pochwalony 0 razy
|
|